środa, 17 października 2012

Epilog

Na początku chciałabym Wam wszystkim bardzo podziękować. Tym, którzy byli ze mną od samego początku istnienia tego bloga, a także tym, którzy zaczęli czytać historię Cazzy pod sam koniec lub chociaż raz weszli na to opowiadanie ♥ Jestem Wam ogromnie wdzięczna za pochwały i motywacje do dalszego pisania rozdziałów ;) Wszystko ma swój koniec, więc to jest już epilog tej historii, ale mam też nowego bloga o Emily i Niallu : KLIK. Zapraszam do czytania epilogu (niestety nie dodam muzyki jako tło, ponieważ nie mogłam znaleźć odpowiedniej).
------------------------------------------------------------------------------------------
- Kochanie, zrobiłem Ci kakao. - mój mąż uśmiechnął się szeroko, niosąc w dłoniach dwa kubki z ciepłym napojem. Usiadł obok mnie na obszernym tarasie w naszym domu, okrywając nas beżowym, puchatym kocem. Wzięłam od niego naczynie z kakao i zatopiłam w nim wargi. Harry chwycił mnie delikatnie za rękę i splótł nasze palce. Jego dotyk wywoływał przyjemne dreszcze przechodzące po moim ciele. Każdego dnia kochałam go coraz bardziej. Jesteśmy teraz wręcz idealną rodziną. Ja, On i sześcioletnia Darcy. Dla nas Harry przerwał karierę na czas nieokreślony. Reszta chłopaków z zespołu także chce teraz zająć się swoim życiem prywatnym, co jednak nie spowodowało straty fanów i popularności. True Directioners nie mają im tego za złe. Szanują każdą ich decyzję i zawsze będą mieć dla nich specjalne miejsce w swoim sercu. Podeszłam do framugi tarasu, opierając się o jej barierkę i w jednej dłoni trzymając kubek z napojem. Wiosenny wiatr delikatnie muskał moją twarz. Po chwili podszedł do mnie Harry, obejmując mnie od tyłu w pasie.
- To jest magiczne. - zaczęłam.
- Co jest magiczne ?
- To, że tak wiele przeszliśmy i dalej jesteśmy razem. - odparłam, uśmiechając się lekko.
- To nie jest magia. - stwierdził mój mąż. - To przeznaczenie. - dodał po chwili, po czym musnął moje wargi swoimi. Pociągnął mnie za rękę w stronę wyjścia z tarasu i jednocześnie do salonu. W ostatniej chwili odwróciłam się w stronę okna, gdzie dostrzegłam pełnię Księżyca na pełnym gwiazd, bezchmurnym niebie.
- Przeznaczenie. - szepnęłam i zrozumiałam, że to właśnie dzięki niemu doznałam prawdziwego szczęścia.

------------------------------------------------------------------------------------------

sobota, 13 października 2012

28I

Obudziłam się. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, była 9:30. Mozolnym krokiem ruszyłam w stronę łazienki. Ubrałam się w TO. Przejrzałam się w lustrze. Jeśli mam być szczera, wyglądałam okropnie. Teraz jednak nie obchodziło mnie to, obchodziło mnie to, że dokładnie za dwa dni mam wyjechać stąd do Polski. Namawiałam mamę i Roberta na zamieszkanie u Sam, lecz oni stanowczo zaprzeczali moim pomysłom. Mówili, że jestem jeszcze za młoda i 'tak będzie dla mnie lepiej'. Dla mnie ? Gdyby chcieli dla mnie lepiej, pozwoliliby mi tu zostać. Chyba tylko Sam i Harry wiedzą o tym, że wyjeżdżam. Przynajmniej tak mi się wydaje. Lokers nie odzywa się do mnie - nie dzwoni, nie pisze. Nic. Jedno wielkie nic, zero kontaktu. Może to i dobrze ? Może dzięki temu łatwiej będzie mi o nim zapomnieć ? W końcu będę musiała ułożyć sobie życie na nowo. Znaleźć przyjaciół, chłopaka. Z moich zamyśleń wyrwał mnie dźwięk dzwonka. Ktoś usilnie dobijał się do mojego domu. Otworzyłam drzwi, a w nich ujrzałam Sam i całe One Direction. Nie, nie całe. Po dokładnym przyjrzeniu się, nie dostrzegłam z nimi Harry'ego.
- Carry! - zaczął Louis. - Ty nie możesz nam tego zrobić!
- Ja wcale tego nie chcę. - odparłam, zanosząc się już łzami. - Po prostu muszę.
- Harry siedzi w swoim pokoju i cały czas płacze. Nie chce nawet z nami rozmawiać. Zrób coś, Carry, on tak długo nie pociągnie. - tym razem odezwał się Zayn. Widziałam w oczach wszystkich smutek, a wręcz rozpacz. Zrobiło mi się strasznie żal Harry'ego. Czym prędzej chciałam z nim porozmawiać, jednak co by to dało ? Właśnie, nic by to nie dało. I tak wyjeżdżam, zostawiam go.
- Ja... - zaczęłam. - Musicie już iść. Jesteście dla mnie bardzo ważni, ale musimy się pożegnać. Szczęścia życzę. - rzekłam i zamknęłam drzwi. Harry był moim powodem do życia. Już nigdy nie zaznam szczęścia.
------Dwa dni później------
Wszyscy z zespołu oraz Sam dzwonili do mnie, pisali, ja jednak nie odzywałam się do nich. Chciałam zakończyć to raz na zawsze. Emocje po rozmowie z Harrym opadły, nie byłam już na niego zła. Wstałam, udałam się do łazienki i ubrałam w TO : . Usiadłam na łóżku, chowając twarz w dłonie i głośno szlochając. To już dzisiaj. Już dzisiaj zostawiam swoje dotychczasowe życie w Londynie i wyjeżdżam do Polski. Tak cholernie chciałam tego uniknąć, lecz nie mogłam. Podeszłam do półki, na której leżały książki. Nie było ich wiele, jednak to były moje ulubione. Moją uwagę przykuł jeden zeszyt. Fioletowy, po boku ozdobiony szlaczkami i różnego rodzaju błyskotkami. Nagle wszystko sobie przypomniałam. To był mój pamiętnik, który założyłam, mając zaledwie 13 lat. Zupełnie o nim zapomniałam, nie pisałam w nim nic, odkąd przeprowadziłam się tutaj, do Wielkiej Brytanii. Otworzyłam go. Moje pismo niewiele się zmieniło, ale teraz piszę nieco ładniej, staranniej. Zaczęłam go czytać. Wiele stron było w nim zapełnionych, więc raczej nie przeczytam wszystkiego. Wybrałam więc kilka wpisów. Po przeczytaniu zamknęłam pamiętnik i odłożyłam go na miejsce. Wytarłam łzy spływające po moim policzku, jednak mimo to, gromadziło się ich coraz więcej. Kiedyś wszystko było takie proste. Właśnie, kiedyś. Teraz to jest zupełnie co innego. Cieszę się, że założyłam kiedyś ten pamiętnik. Nagle wszystkie sytuacje, które tam opisywałam, przypominały mi się. Do tego wrócę już tylko myślami. Przeszłość zobaczę tylko w swoich marzeniach. Teraźniejszość pozostaje teraźniejszością. Schowałam pamiętnik do swojej torebki i wzięłam w dłoń walizkę. Zeszłam na dół, gdzie czekała już mama i Robert. Wyszliśmy z domu i zamknęliśmy go na klucz. Już nigdy tutaj nie przyjdę, dom został sprzedany dla innej rodziny. Szczęśliwej rodziny. Ostatni raz rozejrzałam się po okolicy, wszystko było takie piękne. Westchnęłam i pokierowałam się do samochodu. Pojechaliśmy na lotnisko.
----------------
Niedługo będzie nasz samolot. Chłopcy i Sam nie przyszli się ze mną pożegnać, bo pojechali wczoraj rano w trasę koncertową. Znowu. Wzięli ze sobą Sam, Danielle i Eleanor. Conor i trzy inne przyjaciółki, które poznałam w Londynie pojechali na lotnisko ze mną. Było im tak samo przykro, jak mi. Odjechali. Zostałam sama z mamą, Robertem i wspomnieniami. Usiadłam na walizce i czekałam. Czekałam na najgorszy lot w moim życiu. Za wszelką cenę pragnęłam, aby Harry był szczęśliwy, ułożył sobie jakoś życie beze mnie, lecz sama myśl, że już nie będzie go przy moim boku przerażała mnie.  To nie może się tak zakończyć. Czemu los właśnie mi dał takie cierpienie ? Co ja takiego zrobiłam ? Rozumiem, każdy człowiek ma jakieś problemy i zmartwienia w swoim życiu, ale to już mnie przerosło. Ciągle nie mogłam dopuścić do siebie myśli, że właśnie straciłam Go. Straciłam najważniejszą osobę mojego życia, kogoś, kto automatycznie wywoływał uśmiech na mojej twarzy. Czuję, że nigdy nie pozbieram się po tym. Nie, ja jestem tego pewna! Moje serce roztrzaskało się na malutkie części, takie, że już nie uda mi się ich nigdy pozbierać. Nawet czas nie pomoże. Już zawsze pozostanie ta tęsknota i miłość, którą darzę Harry'ego. Nie przestanę go kochać, nawet te kilometry nie sprawią, że zapomnę o nim. Moje myśli i tak nic nie zmienią, to jest koniec naszej miłości. Teraz w ogóle żałuję, że wyjechałam tu z Polski, może gdybym nie zamieszkała w Londynie, wiodłabym teraz spokojne życie ? Jako normalna, beztroska nastolatka z kochającym chłopakiem, zamiast wielkiej gwiazdy ze złamanym sercem ? Być może. Za dużo przeszłam, za dużo wycierpiałam. Straciłam wszystko. Wszystko to, co miałam i co kochałam. To, na czym zależało mi najbardziej. Tak bardzo chciałabym cofnąć czas, zacząć od nowa. Zacząć od pierwszego momentu swojego życia i postąpić zupełnie inaczej. Żałowałam wielu decyzji, oprócz tej jednej, jedynej. Tej, która kiedyś dawała mi chęci i nadzieje na lepsze jutro. Na lepszy, kolejny rozdział mojej własnej książki zwanej życiem. Życie. Jeden, prosty i łatwy wyraz, a jego znaczenie jest zupełnie odwrotne. Życie to kręta droga pełna przeszkód, niszczących nas i nasze serce. Kiedyś myślałam, że wszystko będzie idealne. Że będzie dokładnie tak, jak w bajce. Nieliczni są tutaj szczęśliwi. Są szczęśliwi, bo mają siłę, aby przezwyciężać każdy dzień z uśmiechem na twarzy. Przyjmują z godnością wszystkie zmartwienia i problemy. Ja tak nie potrafię. Nie bez Niego. To On dawał mi nadzieję, którą z biegiem czasu pokochałam. Pokochałam ją tak mocno, że zawiodłam się na niej. Za każdym razem, z każdą słoną łzą spływającą po mym bladym policzku zadaję sobie pytanie "Dlaczego pokochałam ?". W odpowiedzi otrzymuję echo w mojej głowie. Nic więcej. Najwidoczniej musiało tak być. Był do tego konkretny powód. Nic nie dzieje się bez przyczyny. W moim sercu trwała ciągła burza. Tak silna, że nie zdołam jej powstrzymać. Tylko On potrafi to zrobić. Tylko On może przywrócić wszystko do porządku. Najgorsze jest to, że nie ma Go. Nie ma Go nigdy wtedy, gdy najbardziej tego potrzebuję. Nie było, nie ma, nie będzie. Nigdy.
------------

Usłyszałam głos kobiety na lotnisku. Melancholijny, spokojny ton. Przymknęłam lekko powieki i usiadłam na swojej walizce. Pożegnałam się już ze wszystkimi przyjaciółmi z Londynu. Zostałam ja, mama, Robert i wspomnienia. Wspomnienia z czasów, kiedy wszystko było dobrze.
- Córciu. - zaczęła mama, kucając przede mną i spoglądając na mnie swoimi błękitnymi oczami, zupełnie jak ocean. Złapała mnie delikatnie za drżącą rękę. - Wiem, że to dla Ciebie ciężkie... - nie dokończyła, bo szybko wyprzedziłam ją.
- Nieważne. - odparłam, wzruszając ramionami. Kobieta wstała, puściła moją dłoń i podeszła do Roberta. Z moich oczu zaczęły sączyć się łzy, które ostatnimi czasy były na porządku dziennym. Skłamałam. To było cholernie ważne, tylko nie chciałam się do tego przyznać. To bolało. Bolało tak, że straciłam nadzieję na cokolwiek. Na lepsze czasy. Do mojego życia na stałe zawitała szarość i czerń, na zawsze zniknęły kolory. Tak bardzo chciałam temu zapobiec, lecz nie umiałam. Starałam się, ale wszystko na marne. Los postanowił zadać mi te cierpienie, z którego się już nie wywiążę. Nie potrafię. Nie bez Niego. Po chwili poczułam na swoich biodrach czyjeś dłonie. Wystraszyłam się osobnika. Odwróciłam głowę w jego stronę i wręcz nie wierzyłam w co, co widzę.
- Harry ? - zaczęłam zszokowana. Przecież on powinien być w trasie, daleko stąd. Moje serce zaczęło bić jak oszalałe. W jego zielonych oczach dostrzegłam smutek i łzy. Nie było w nich już tej iskierki szczęścia, która dodawała uroku. Były przepełnione pustką. Szybko wstałam z walizki i teraz znajdowaliśmy się naprzeciwko siebie, zagubieni w swych zaszklonych spojrzeniach pełnych rozpaczy. Chłopak chwycił delikatnie moje policzki w swoje dłonie.

- Nie zostawiaj mnie, proszę.
- Harry, ja nie mogę tego zmienić. Przecież wiesz, że nie chcę wyjeżdżać. - odparłam cicho. Loczek przybliżył się do mnie i styknął nasze czoła, ciągle na mnie patrząc. Trzymał mnie delikatnie za ręce, splatając nasze palce.
- Ja Ci na to nie pozwolę. - rzekł szybko. Nic nie odpowiedziałam. Nie mogłam zrobić nic , nie umiałam przekonać mamy, że sama sobie poradzę w Londynie. Dopiero jak stwierdzi, że będę na to gotowa, pozwoli mi na własne życie. A póki co nie było nawet o tym mowy. Ona zawsze taka była - przesadnie troskliwa i opiekuńcza. Nie mogła zrozumieć, że nie mam już pięciu lat.
- Harry, bardzo mi przykro, ale ona niestety musi z nami lecieć. - usłyszałam z plecami głos mamy. Nie, wcale nie muszę z nimi lecieć. Ona sobie to po prostu ubzdurała. Nie ufa mi, że potrafię już sama sobie radzić. - Carry, no chodź. - kobieta niecierpliwiła się, jednak po chwili usłyszałam głos Roberta.
- Diana, pozwól jej zostać. Poradzi sobie, przecież nie zostanie tutaj sama. Ma Harry'ego i przyjaciół. - rzekł pewny siebie, po czym uśmiechnął się ciepło do lokersa. - Proszę Cię. - dokończył szybko. Mama zawahała się przez chwilę. Spuściła głowę i pokiwała nią twierdząco tak lekko, że prawie tego nie zauważyłam. Zgodziła się! Ona zgodziła się, żebym z nimi nie wyjeżdżała tak po prostu, w ostatniej chwili ? To jest niemożliwe. Kobieta wręcz wyrwała mnie z uścisku Harry'ego i przytuliła mocno. Po policzku spłynęła jej samotna łza, którą szybko otarłam rękawem.
- Mamo, nie płacz, bo ja będę. - rzekłam cicho. Ta uniosła kąciki ust ku górze i podeszła do lokersa, także wtulając się w niego.
- Pilnuj ją.
- Obiecuję, że nic jej się nie stanie. - chłopak wyszczerzył się, ukazując szereg białych ząbków.
- Mam nadzieję. - Robert zmroził nas wzrokiem, przez co parsknęliśmy śmiechem. Po kilku minutach przyleciał samolot. Pożegnaliśmy się z mamą i Robertem. Odlecieli. W końcu mama zaufała mi. Westchnęłam cicho, będę za nimi strasznie tęsknić. Harry podszedł i objął mnie od tyłu w pasie, łaskocząc moją szyję swoimi niesfornymi loczkami.
- Kocham Cię. - zaczął cicho swoim niskim, spokojnym głosem.
- Ja Ciebie też. - odparłam i lekko chwyciłam jego dłoń. Pojechaliśmy do domu zespołu, a raczej mieliśmy taki zamiar, jednak lokers obrał inny kierunek.
- Gdzie Ty jedziesz ? - spojrzałam na niego zdezorientowana. Ten jedynie spojrzał na mnie tak, jak nigdy wcześniej. Miał oczy pełne miłości i tańczących iskierek szczęścia. Tak bardzo cieszyłam się, że udało się przekonać moją mamę do zostania w Londynie.
- Harry. - zaczęłam, zmieniając temat. - Przecież mieliście być w trasie z chłopakami.
- Oni pojechali beze mnie. - odparł.
- Co ? Czemu ?
- Bo musiałem Cię zatrzymać. - uśmiechnął się szeroko, przez co i moje kąciki ust mimowolnie uniosły się ku górze. Po chwili dojechaliśmy na jakieś osiedle. Nic ciekawego tam nie było. Chłopak wyciągnął z kieszeni spodni chustkę i przybliżył się do mnie.
- Zaufasz mi ? - spytał, machając mi przedmiotem przed nosem. Pokiwałam jedynie głową. Harry zawiązał mi oczy i poczułam, jak bierze mnie na ręce. Szliśmy bardzo krótko, usłyszałam tylko dźwięk przekręcanego klucza. Lokers poprowadził mnie jeszcze chwilę i zdjął opaskę. Znajdowaliśmy się w jakimś domu. Był duży, nowoczesny i od razu bardzo mi się spodobał. Odwróciłam się w stronę mojego chłopaka ze zdezorientowaniem malującym się na mojej twarzy.
- Zaczynamy nowe życie. Razem. - chłopak odpowiedział na pytanie kłębiące się w moich myślach. Wyszczerzył swoje ząbki w uśmiechu, a mnie dosłownie zatkało. Właśnie postawiłam pierwsze kroki w naszym wspólnym domu. Chyba nigdy nie byłam szczęśliwsza, niż w tej chwili. Rzuciłam się na Harry'ego, zwinnie oplatając nogi w jego pasie.
- Kocham Cię. - powiedział. Chwyciłam delikatnie dłońmi jego twarz i namiętnie pocałowałam.
- Ja Ciebie też.

--------------------------------------------------------------
Totalnie zniszczyłam ten rozdział, wiem ;/ Jest najgorszy ze wszystkich. Strasznie długo też nic tutaj nie dodawałam ;/ Za kilka dni pojawi się epilog i to już jest tak naprawdę koniec historii Cazzy. Zapraszam Was na mojego bloga o Emily i Niallu, gdzie pojawił się 3 rozdział : KLIK <33